Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




W samochodzie, pod wodą i w łózku
Gazeta Pomorska, 27.09.2002r.


- Odkąd przestałeś być szefem muzycznym w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, trudno Cię w tym mieście "namierzyć"...

- Tak było, ale już nie jest (...) spędzam zdecydowanie więcej czasu w Bydgoszczy (...) dużo mniej koncertuję, a znacznie więcej ostatnio piszę. Właśnie w Bydgoszczy. Raz w tygodniu bywam w Warszawie. (...)

- Niektórzy mówią, że chcesz tam być dyrektorem...

- Żaden dyrektorski stołek mnie nie interesuje. Nie wyobrażam sobie żebym mógł długo na nim posiedzieć. Zdecydowanie bardziej przywiązuję się do kobiety niż do stołka.

- Kto to jest artysta przez małe "a"?

- Nie znam takich. Znam za to wielu twórców przez duże "T".

- A czym wyróżnia się taki ktoś?

- Ma dystans do samego siebie. Do tego co tworzy. Mirek Jastrzębski, kierownik jednego ze spektakli, które przygotowywał powiedział kiedyś tak: tylko Ty jeden będziesz wiedział, co zrobiłeś w tym co zrobiłeś dobrze, a co źle. Bo tylko ty to wiesz. Próba sugerowania się tym, co inni myślą i piszą na ten temat nie ma żadnego znaczenia dla sztuki. Tak jest.

- Podobno należysz do tych twórców, którzy nie narzekają na brak pracy...

- Jest gorzej niż było, ale rzeczywiście nie narzekam. Robię to co lubię. Wiem co będę robił za pół roku, a to jak na dzisiejsze czasy chyba niezła perspektywa. Daje jakieś poczucie bezpieczeństwa. Chociaż przyznam szczerze, że ja lubię twórczy niepokój i niepewność. Również zmianę stanów emocjonalnych. Gdy sam byłem trochę rozchwiany emocjonalnie - napisałem muzykę do "Dziadów", "Lotu nad kukułczym gniazdem", "Wagonu z miejscami do leżenia" oraz do "Sonetu" Wojtyszki. Stworzyłem rzeczy, które dziś zaliczam w swojej twórczości do najbardziej udanych.

- Grasz, śpiewasz, komponujesz, dyrygujesz. Ostatnio także opowiadasz dowcipy. W jakiej roli czujesz się najlepiej?

- Najbardziej chyba czuję się związany z teatrem. A więc najchętniej piszę muzykę do spektakli (...)

- Teatry, o których wspomniałeś - grają te Twoje spektakle w takich dziwnych miejscach jak pokład statku czy piaszczysta plaża...

- Rzeczeywiście, wśród siedmiu premier teatralnych, do których pisałem muzykę w minionym sezonie była m.in. Kariera Artura Ui, Bertolta Brechta, zrealizowana przez Teatr Miejski w Gdyni. W tej sztuce przez 45 minut widz ogląda fragmenty filmu gangsterskiego, do którego napisałem muzykę i łączy go z widowiskiem teatralnym. Ten sam teatr od siedmiu sezonów latem gra na plaży w Orłowie. W tym roku przygotowywałem wspólnie z Waldemarem Śmigasiewiczem spektakl z Kabaretu Starszych Panów. Wśród 18 pisenek znalazły się te najbardziej popularne, m.in. Dobranoc, Szuja i Kuplety Starszych Panów. Scenograf nie zgodził się na żadne zadaszenia, więc próby odbywały się pod gołym niebem. Gra kończyła się w momencie, gdy zaczynał padać deszcz. Zrobiłem już w swoim życiu 30 różnych realizacji muzycznych, ale wtedy po raz pierwszy, właśnie z uwagi na ulewę, nie zagraliśmy trzeciej próby generalnej. Byłem trochę nerwowy i miałem tremę, bo na spektaklu miała być obecna żona Jerzego Wasowskiego, Maria. Wszystko jednak skończyło się dobrze, deszcz nie padał, a Pani Maria przyszła po spektaklu i pogratulowała pomysłu. Przyznała potem, że trochę się bała, iż będzie to pomysł na zasadzie: no, to teraz ja pokażę temu Wasowskiemu jak to się robi. Z kolei na pokładzie, a właściwie pod pokładem "Daru Pomorza" graliśmy "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego. Napisałem muzykę, która bardzo podobała się autorowi obecnemu na premierze.

- Słyszałem też, że w Niemczech zbierałeś za swoją robotę owacje na stojąco...

- I było to szczególnie miłe uczucie, gdyż Niemcy są bardzo oszczędni w wyrażaniu swojego zachwytu i naprawdę rzadko biją brawo stojąc. Tymczasem po prawykonaniu utworu na trio jazzowe i orkiestrę symfoniczną, który powstał pod Kolonią, gdzie byłem gościem u Markusa Stockhausena, syna słynnego Karlheinza, tak własnie zareagowali.

- U słynnego Stockhausena też "terminowałeś". Jak Ci się to udało?

- Przygotowywałem spektakl "Tomasz Mann", do którego w Bibliotece Narodowej w Warszawie szukałem fragmentów przemówień Hitlera. I tam natknąłem się na informacje o kursach mistrzowskich u słynnego Stockhausena. Napisałem i... otrzymałem zaproszenie. To było wspaniałe artystyczne przeżycie. A wracając do Hitlera - jego przemówień w Warszawie nie znalazłem. Za to okazało się później, że są w archiwum Polskiego Radia Pomorza i Kujaw w Bydgoszczy. Zgromadził je kiedyś, nie żyjący już dziś, Wojtek Bąk.

- Które cechy u współpracowników cenisz najwyżej?

- Najczęściej robię to co lubię z przyjaciółmi. Przywiązuję więc wagę do uczciwości zawodowej do sztuki i do wykonawcy. Ważna jest także wrażliwość na drugiego człowieka. Nie umiem rozdzielić od siebie takiej sytuacji, gdzie kończy się artysta, a zaczyna człowiek.

- Jaka jest Twoja największa wada?

- Jestem strasznie leniwy. Ale właśnie dlatego, żeby inni o mnie tak nie myśleli - ciężko pracuję.

- A gdybyś miał wskazać największą zaletę?

- Jak coś robię - to do końca. Nigdy na pół gwizdka. I dotyczy to zarówno pracy, emocji i moich związków w życiu prywatnym. (...)

- Czego jeszcze w swoim artystycznym życiu nie zrobiłeś?

- Bardzo lubię nurkować, więc pomyślałem, że mółbym zagrać pod wodą. Łudziłem się nawet, że zrobię to w bydgoskim aquaparku... (...)

Rozmawiał: Marek K. Jankowiak

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber