Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




Najlepiej wypoczywam pracując
Bydgoski Informator Kulturalny, wrzesień 2000r.


Piotr Salaber jako jedyny Polak uczestniczył w kursie mistrzowskim dla kompozytorów i instrumentalistów organizowanym pod Kolonią przez znanego kompozytora Karlheinza Stockhausena.

- Z wielkim Stockhausenem poznałeś się jakiś czas temu. W tym roku ponownie gościłeś na kursie mistrzowskim prowadzonym pod jego kierunkiem. To niewątpliwie wyróżnienie.

- Rzeczywiście, poznaliśmy się dwa lata temu. Stockhausen od lat mieszka i żyje w maleńkiej miejscowości pod Kolonią na zboczu góry w 12-pokojowym wielkim domu. Dwanaście pokoi tak jak dwanaście dźwięków serii w utworach, które komponuje. To wielki muzyk i artysta, który żyje niekonwencjonalnie. Przez cały rok kompozytor mieszka tu z dwiema bliskimi mu kobietami, izolując się od świata zewnętrznego, jednak raz do roku na 11 dni otwiera bramy i zaprasza chętnych muzyków. Było nas 120 uczestników, właściwie z całego świata. Rzeczywiście byłem tam jedynym Polakiem w gronie 18 kompozytorów. Uczestniczyliśmy w zajęciach kompozycji prowadzonych przez samego Stockhausena. Patrząc na mistrza przypominało się zaraz powiedzenie, że kompozytor najwięcej potrafi osiągnąć po piećdziesiątce. Obok naszej grupy pracowali tam też instrumentaliści i wokaliści.

- Jak udało ci się dostać na ten kurs?

- Jak zwykle w życiu, pomaga trochę przypadek. Przed realizacją spektaklu "Tomasz Mann" z Ewą Dałkowską, Zdzisławem Wardejnem i Henrykiem Machalicą, który równolegle prezentowany był w bydgoskim Teatrze Polskim i na warszawskiej scenie, sporo czasu spędzałem w Bibliotece Narodowej. Zaprzyjaźnieni pracownicy podczas jednej z rozmów napomkneli, że mają kontakt z wydawnictwem Stockhausena. Poprosiłem o adres, bo interesowały mnie pomysły i rozwiązania wspólnego wykorzystania instrumentów akustycznych z elektroniką. Nawiązałem więc kontakt i prowadziłem ożywioną korespondencję, która zaowocowała zaproszeniem na kurs.

- Obcowanie z tej klasy mistrzem poszerza horyzonty. Czy potrafiłeś przenieść jego doświadczenia do swojej pracy?

- Jestem oczarowany jego otwartością na pewne idee, które, jak sam twierdzi, krążą we wszechświecie. Stockhausen często wykorzystuje różnorodność naszych kultur, próbując je złączyć. To dla młodych kompozytorów niesamowite doświadczenie, które otwiera pewne możliwości i zmienia konwencjonalne myślenie. I choć to co robimy, jest niejako "pod prąd", to warto tak działać. Stockhausen wraca do starożytnych Greków do Boecjusza, do umiejscowienia muzyki w jednym rzędzie z astronomią i matematyką. Dlatego powinna odzwierciedlać ład i harmonię panującą we wszechświecie. Jego zdaniem, muzyka jest takim środkiem wyrazu. który posługuje się najbardziej wyrafinowanym i abstrakcyjnym językiem. Sam ma świadomość, że może być posądzony o szaleństwo, ale naprawdę uważa, że pochodzi od Syriusza. To starszy pan o niesamowitej energii. Potrafi pracować cały dzień i nigdy nie jest zmęczony.

- Jak uczyć się od wielkiego mistrza nie naśladując go?

- Uczenie kompozycji jest w ogólwe bardzo trudne. Większość kompozytorów izoluje się od świata. Nie chcą zdradzać tajników swojej sztuki. Stockhausen w tym względzie jest wyjątkiem, otwiera się absolutnie. Każdy wykład kończy się u niego dyskusją. Rozmawialiśmy podczas nich o muzyce współczesnej, ale także o astrologii, do której sam przywiązuje duże znaczenie. Spora część utworów oparta jest na zodiaku, a motywy melodyczne ukazują cechy charakterystyczne dla poszczególnych znaków. Na marginesie, mam nadzieję, że to dobrze wróży, dodam, że obaj jesteśmy astrologicznymi lwami. Obchodziłem tam urodziny, a mistrz podarował mi płytę. Od 30 lat Stockhausen tworzy swoje działa wykorzystując krótkie schematy melodyczno- rytmiczne, przetwarzając i rozbudowując je. Jego muzyka jest przestrzenna. Muzyk nie tylko gra, ale i wykonuje ujęte w partyturze polecenia ruchowe. Do tego każdy utwór wykonywany jest w specjalnie zaprojektowanych kostiumach. I to jest chyba klucz do współczesnej sztuki. Dzięki niemu słuchacz nie ma wyboru, jest niejako zmuszony do czynnego odbioru jego kompozycji. Muzycy wykonujący jego polecenia znakomicie nawiązują kontakt z widzem. Do tego wykorzystanie techniki. Kiedy my w latach 70 zachłystywaliśmy się stereofonią, Stockhausen pracował już w oktofonii.

- Tylko albo aż 11 dni kursanci wykorzystują bardzo intensywnie?

- Jestem zafascynowany, tym co robi. Żeby móc poobcować sam na sam z mistrzem, w tym roku pojechałem kilka dni wcześniej. Kiedy rozpoczyna się kurs, to zajęcia trwają niemal cały dzień, a kto ma jeszcze siły, może o świcie przyłączyć się do prowadzonych przez syna Stockhausena, Marcusa, znakomitego trębacza, zajęć z jogi. Potem próba i codziennie koncert pod okiem gospodarza spotkań. Zajęcia prowadzone są w języku angielskim, choć z porozumiewaniem się nie ma problemu, bowiem Stockhausen mówi biegle pięcioma językami.

- Trzeba przyznać, że tworzenie współcześnie muzyki pod obraz jest wyższym stopniem wtajemniczenia od pisania piosenek.

- Na pewno. Ja jednak pozostanę wierny również piosenkom. Razem z Mariuszem Trzaską chcemy jesienią zaskoczyć publiczność. Przygotowujemy dla mieszkańców Bydgoszczy nowy program.

- Jak konkretnie zamierzasz wykorzystać to, czego dowiedziałeś się na kursie?

- Multimedialność jest chyba przyszłością muzyki. Żyjemy w szaleńczym tempie. To co wymyślił Stockhausen, jest sposobem na współczesnego odbiorcę. Wpadamy do filharmonii i nie zawsze mamy czas wyhamować na tyle, by skupić się na jednokierunkowym przekazie. A tu jesteśmy atakowani nie tylko dźwiękiem, ale i obrazem, ruchem, kolorem, światłem
i przestrzenią.

- Twój mistrz jest wielką indywidualnością, jakie cechy chciałbyś przejąć?

- To trudne pytanie... Myślę, że na pewno sposób organizacji swojego czasu. On potrafi pracować wiele godzin, robi to twórczo, kreatywnie i nigdy nie jest zmęczony. Chciałbym mając tyle lat zachować jego wigor i witalność. On mimo swojego wieku cały czasjest artystycznie "do przodu".

- Zdradź proszę, czytelnikom BIK-u nad czym teraz pracujesz?

- Koncert, który niedawno odbył się nad bydgoską Starówką, w pewnym sensie był zainspirowany jego twórczością. Mistrz w 1993 roku napisał utwór na kwartet i helikoptery, wykonywany przez kwartet smyczkowy i cztery helikoptery, które krążyły nad Amsterdamem. Idąc w tę stronę, mam kilka pomysłów i kilka szkiców graficznych, które będę chciał dokończyć. Jest jednak za wcześnie, by opowiadać szczegółowo o tych planach. Chciałbym wykorzystać pewien potencjał, jaki daje przestrzeń teatralna, a jakich nie ma w filharmonii. Myślę, że niedługo taki koncert powstanie.

- A gdzie czas na wakacje?

- Kiedy ja najlepiej wypoczywam pracując. Planowałem wypad do mojej ulubionej Chorwacji. Lubię tam nurkować, ale niestety, wypadły mi nagrania telewizyjne i musiałem swoje plany na razie odłożyć.

Rozmawiała: Magda Jasińska

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber