Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




Muzyka - moje przeznaczenie
Moda i styl nr 15, jesień, 2007r.


MUZYKA – MOJE PRZEZNACZENIE...


1. Za Panem wiele osiągnięć, o których powiemy zresztą i później. Proszę wyobrazić sobie, iż patrzy Pan teraz na nie, jak na przepiękną, rozległą panoramę… Które z tych osiągnięć świeci najjaśniej, które jest najbliższe Pana sercu i dlaczego?
To dosyć trudne pytanie - wiele ze wspaniałych chwil jakie zdarzyło nam się przeżyć nabiera znaczenia dopiero po czasie. Na pewno ważnym momentem w mojej pracy był występ w koncercie „Debiuty” Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu – nie miałem wtedy jeszcze 20 lat. Wielkim przeżyciem był też mój koncert dyplomowy w szkole muzycznej w Toruniu w klasie fortepianu prof. B. Muchenberg. W tych latach, oprócz przepustki na studia muzyczne dawał on rozmaite uprawnienia również w świecie estrady. Niezwykłe było pierwsze spotkanie z moim mistrzem z okresu studiów – wybitnym niemieckim kompozytorem Karlheinzem Stockhausenem w jego rodzinnym Kuerten podczas kursów kompozytorskich. Ale przyznam, że gdybym miał znaleźć ten najjaśniejszy punkt ze wszystkiego co dotąd wydarzyło się w moim życiu to byłyby to narodziny moich dzieci – dorosłych już bliźniaków – Taidy i Mateusza oraz małego Pawełka.

2. Przejdźmy teraz do początków. Otrzymał Pan wszechstronne i niezwykle solidne wykształcenie muzyczne, uwieńczone doktoratem w zakresie sztuk muzycznych, w dyscyplinie dyrygentury. Jak Pan wspomina te lata nauki? Czy to było tak, że Pan od dzieciństwa wiedział, że chce uczyć się grać, śpiewać, dyrygować? Czy też to przyszło z czasem i z czasem zaczęło sprawiać Panu przyjemność?
Lata poświęcone na naukę muzyki wspominam jako chyba najbardziej fascynujący okres w moim życiu. Kiedy zrozumiałem, że nie będzie ona wyłącznie moim hobby lecz sposobem na życie i widzenie, czy też raczej - „słyszenie” świata, poświęcałem jej każdą chwilę, bez cienia wątpliwości co do słuszności wyboru. Uważam, że możliwość uprawiania zawodu, który jest jednocześnie naszą pasją, utrzymania się z czegoś, bez czego i tak nie potrafilibyśmy żyć to jeden z największych darów jakie możemy otrzymać od życia.

3. Co decydowało o wyborze szkół, do których Pan uczęszczał?
Przez całe lata byłem przekonany, że podążając śladami mojego Taty będę studiował elektronikę. Stąd też renomowane I LO w Bydgoszczy w klasie matematyczno-fizycznej. Ukończenie bydgoskiej „Jedynki” to zawsze był powód do dumy – na korytarzach mijałem się z Radkiem Sikorskim i Maxem Kolonko, tutaj kiedyś uczyli się reżyser - Jerzy Hoffman, czy odkrywca tajemnicy Enigmy - Marian Rejewski. Średnią szkołę muzyczną ukończyłem w Toruniu ze względu na wspaniałą panią profesor – Barbarę Muchenberg. Na podjęcie studiów w bydgoskiej Akademii Muzycznej niewątpliwy wpływ miały moje bliźniaki, które urodziły się właśnie w Bydgoszczy. Jeśli dodamy do tego moje wyjazdy na zajęcia do Kolonii, dwuletnią „tułaczkę” po kilku kontynentach oraz fakt, że urodziłem się we Wrocławiu można stwierdzić, że od siedmiu lat naprawdę „osiadłem” w Warszawie, gdzie mieszkam kilkaset metrów od miejsca, gdzie przed wojną mieszkali moi dziadkowie ze strony Mamy.




4. A mistrzowie? Czy spotkał Pan takich? Czy jest Pan komuś szczególnie wdzięczny za to, co Pan teraz umie i co osiągnął?
Z całą pewnością osobą dla mnie wyjątkową była, nieżyjąca już niestety, prof. Selima Morska u której rozpocząłem naukę gry na fortepianie. Wspomniana już prof. Barbara Muchenberg – pod jej kierunkiem przygotowywałem recital dyplomowy w toruńskiej szkole muzycznej. Jeśli chodzi o tajemnice sztuki estradowej to miałem okazję „podglądać” zza fortepianu Brendę Marsh, brytyjską wokalistkę znaną m.in. z Benny Hill Show podczas naszych wspólnych występów między Singapurem a Bali.
Przełomem w mojej pracy kompozytorskiej było spotkanie z jednym z najwybitniejszych kompozytorów XXw. - Karlheinzem Stockhausenem i możliwość uczestniczenia w prowadzonych przez niego kursach kompozytorskich w Kolonii. Sporo nauczyłem się też od reżyserów, których mogę teraz zaliczyć do moich przyjaciół – Witolda Orzechowskiego, Wojtka Adamczyka czy prof. Jana Bratkowskiego.

5. Czy istniał jakiś moment przełomowy, w którym zdecydował Pan, że będzie robił właśnie to, a nie coś innego?
Gdyby patrzeć na dalszy rozwój wydarzeń, to takim momentem był udział w koncercie laureatów Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, przed kilkutysięczną publicznością. Następnego dnia nagraliśmy wspólny program TV z G. Turnauem i Pod Budą, pojawiło się zaproszenie na festiwal w Opolu. Ale ten moment przełomowy miał chyba miejsce kilka lat wcześniej w rodzinnym domu, sam na sam z fortepianem.

6. Kiedy zauważył Pan, iż Pana umiejętności przynoszą Panu sukces?
Tak jak wspomniałem, pierwsze festiwale, nagrody i nagrania były oczywistym sygnałem. Ale z takim, metafizycznym zupełnie uczuciem związane były momenty, gdy odbierałem kolejne teksty od Mariusza Trzaski, w środku nocy powstawała muzyka, ze świadomością, że podczas kolejnych wieczorów usłyszy je publiczność. To były lata 80te i słuchacze byli bardzo wyczuleni na sposób ich interpretacji i zawarte w nich niuanse. To uczucie współudziału w zmianach naszej zbiorowej świadomości, nawet jeśli nieco wyolbrzymione w naszym mniemaniu, dawało nam poczucie ogromnego sukcesu.

7. Tworzy Pan dla wielu mediów – prasy, radia, telewizji. Które spośród nich jest najbardziej łaskawe artyście? W którym czuje się Pan najlepiej?
Każde medium wymaga specyficznego podejścia. W ostatnim czasie fascynuje mnie pisanie do filmu ale wciąż najbliższy jest mi teatr. Tam wciąż najważniejszy jest artystyczny aspekt całego przedsięwzięcia, można komunikować się z widzem w sposób, który najbardziej mi odpowiada.

8. Skąd Pan bierze pomysły, co Pana inspiruje?
Wszystko wokół nas jest muzyką. Pisząc do teatru, programu telewizyjnego czy filmu część inspiracji zawarta jest w tekście dramatu, historii którą opowiada, postaciach.. Bardzo ważna jest atmosfera jaka mnie otacza. Dlatego najbardziej lubię pracować z przyjaciółmi, nie bez znaczenia jest też instytucja „Muzy”…
Wbrew temu co śpiewają Joel Grey i Liza Minelli w Kabarecie Boba Fosse’a („Money makes the world go round”), to miłość napędza ten świat i kobiety mojego życia (włącznie z moją córką) zawsze były moją inspiracją.

9. A jaka jest pana recepta na osiągnięcie dobrego kontaktu z publicznością?
Aktor może nawiązywać kontakt z publicznością wcielając się w różne postaci. Muzyk może po prostu usiąść przy instrumencie i zaufać muzyce. Kiedy piszę muzykę do spektaklu mój wpływ na reakcje widowni jest wbrew pozorom dość duży. Za pomocą dźwięku można wywołać u widza różne stany emocjonalne – to również forma kontaktu. Ale ten bezpośredni moment porozumienia podczas koncertu czy w programie telewizyjnym jest czymś trudnym do uchwycenia. Mój pomysł na nawiązanie tego kontaktu to traktować publiczność jak grupę swoich dobrych znajomych, kiedy podejmując ich w domu chcemy, żeby czuli się dobrze, dbamy o swobodną, dowcipną atmosferę. Trzeba stworzyć klimat, który udzieli się wszystkim. W teatrze mówimy również, że to co się robi musi „przechodzić przez rampę”, w telewizji „przez ekran”.

10. Ciekawa jestem czy każda publiczność jest taka sama. Koncertował Pan w wielu miejscach na świecie. Czy Polacy bawią się tak samo i tak samo reagują na Pana występy, jak na przykład Amerykanie czy Rosjanie?
. Polacy czasami wstydzą się otwarcie śmiać się z niektórych sytuacji na scenie. Sam widziałem nieraz żonę strofującą męża za zbyt głośny śmiech w momencie dość swobodnym obyczajowo podczas występu. A przecież ludzie podobno dzielą się na tych, którzy śmieją się z nieprzyzwoitych dowcipów i na tych, którzy się do tego nie przyznają.
Rosjanie znają się na muzyce, trzeba ich rzeczywiście przekonać do siebie umiejętnościami, Amerykanie są bardzo spontaniczni. Jeśli przychodzą wieczorem na występ, to z góry zakładają, że będą się dobrze bawić. W każdym z tych miejsc publiczność potrafi być fantastyczna jeśli uda się do niej trafić.

11. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się Pana programy telewizyjne. Program Piraci otrzymał nominację do Złotej Róży, głównej nagrody jaką otrzymuje się podczas Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Telewizyjnej Róże Montreux. Proszę opowiedzieć o specyfice tego wyróżnienia i jego ważności w Pana życiu.
Festiwal w Montreux to najważniejszy festiwal sztuki telewizyjnej na świecie. Informacja o nominacji naszych „Piratów” w kategorii game show była dla całej ekipy programu wielką niespodzianką i ogromną satysfakcją. O te nagrody ubiegają się najwięksi producenci z całego świata. To był jeden z pierwszych programów TV (obok „Na każdy temat” Mariusza Szczygła) do których pisałem muzykę. Zdecydowałem się na „narracyjny” charakter czołówki otwierającej program – w animacji komputerowej obracał się statek piracki, wybuchały strzały a ja to opisywałem muzyką. Z satysfakcją zauważyłem w kolejnych latach czołówki niektórych programów zainspirowane w pewnym stopniu naszym pomysłem.

12. A rodzimy Festiwal Dobrego Humoru? Podczas piątej jego edycji program Joker otrzymał nagrodę Błękitnego Melonika w kategorii Najzabawniejszy talk show. Czy to ważna nagroda? Czym w ogóle jest Festiwal Dobrego Humoru?

To ogromnie ważna nagroda. Przyznaje ją grono profesjonalistów, a wówczas obradom jury przewodniczył Andrzej Fedorowicz, którego radiowy program „60 minut na godzinę” wypełniał mój rodzinny dom w niedzielne przedpołudnia i przez całe lata był niedościgłym wzorem inteligentnej, wspartej dobrą oprawą muzyczną satyry. Do tego Joker za którego otrzymaliśmy nagrodę był programem w którym miałem swój udział nie tylko jako kompozytor i wykonawca. Na etapie powstawania programu, wspólnie z producentem i reżyserem Witoldem Orzechowskim dorzucaliśmy kolejne pomysły. Sam festiwal jest fantastycznym spotkaniem grona ludzi, którzy nie godzą się na widzenie świata w szarych barwach i potrafią tym zarazić innych.
Bycie gościem festiwalu było dla mnie zaszczytem i przyjemnością.

13. Czy mógłby Pan porównać te dwa festiwale?
Patrząc od strony formuły obydwu konkursów można dopatrzeć się szeregu podobieństw. Podobne są kategorie, w obu przypadkach produkcje telewizyjne oceniane są przez jury złożone z profesjonalistów. Festiwal Dobrego Humoru kładzie jednak główny nacisk na satyryczny, humorystyczny aspekt ocenianych programów. Różnią się oczywiście skalą ale życzę polskiemu festiwalowi osiągnięcia z czasem renomy i zasięgu podobnego jaki ma festiwal w Montreux (od 2004 przeniesiono go do Lucerny ale zachowano nazwę głównej nagrody Złotej Róży Montreux ).

14. Kiedy przygląda się Pan polskiej scenie kabaretowej, co Pan widzi?
Widzę mnóstwo zdolnych, dowcipnych młodych autorów i wykonawców. Nie mając obciążenia trudnymi czasami PRLu skupiają się na humorze sytuacyjnym, często abstrakcyjnym. To chyba zdrowsze dla naszej psychiki i lepiej wytrzymuje próbę czasu.

15. A polska scena muzyczna? Idzie w dobrym kierunku?
Polska scena muzyczna zmierza w bardzo różnych kierunkach, czas pokaże które były naprawdę wartościowe i odkrywcze. Bardzo podoba mi się formuła Festiwalu Vena w którym w ostatnich latach mam okazję być jednym z jurorów. Otrzymuję do oceny utwory opatrzone tylko numerami a członkowie jury nie znają się nawzajem. Pozwala to na naprawdę obiektywną ocenę, wyznaczoną jedynie wartością poszczególnych piosenek.

16. Gdzie jeszcze będziemy mogli się spotkać z Panem w przyszłości? Może zdradzi nam Pan swoje choćby najbliższe plany…
Pracuję właśnie nad muzyką do serialu sensacyjnego „Skorumpowani” w reż. Jarosława Żamojdy dla Polsatu. Grają m.in. Jan Englert i Jerzy Trela a z gwiazd zagranicznych Oliver Gruner i Max Ryan. W teatrze to „Dziady” w rzeszowskim teatrze i „Piękna i bestia” z tekstami piosenek Macieja Wojtyszki w Katowicach.


17. Zastanawia mnie jeszcze jedno... Pisze się o Panu, iż jest Pan kompozytorem, dyrygentem, wokalistą, też dziennikarzem, bo znany jest Pan także jako autor serii reportaży podróżniczych. Gdyby Pan stanął przed wyborem jednej spośród wymienionych tu funkcji, którą by Pan wybrał i dlaczego?
Tak naprawdę czuję się muzykiem, kompozytorem. Wszystkie formy mojej działalności zawsze były temu podporządkowane. Na początku lat 90tych miałem okazję bywać w miejscach gdzie prawie nie było jeszcze polskich śladów. Np. na wyspie Komodo znanej z największych na świecie waranów zwanych Smokami z Komodo ostatni wpis w księdze gości sporządzony polską ręką pochodził z lat 70tych. Pomyślałem wtedy żeby sięgnąć po pióro i opisać wrażenia z tych niezwykłych miejsc. Jednak to muzyka jest moim przeznaczeniem.

18. Na każdym niemal zdjęciu widać Pana z uśmiechem na twarzy. Jak bardzo jest ten uśmiech dla Pana ważny? Znany jest Pan jako osoba niezwykle pogodna i radosna, ciągle otoczona ludźmi. Czy w osobistym życiu, kiedy już nie trzeba grać też jest Pan taki radosny i zabawny? Czy może czasem, po powrocie do domu ma Pan ochotę być ponurakiem i samotnikiem?
Ten uśmiech jest wyrazem mojego stosunku do świata. Myślę, że tak jest łatwiej iść przez życie, zawsze starałem się również otaczać podobnymi ludźmi. Oczywiście los nie zawsze obchodził się ze mną łaskawie ale praca i wypróbowane grono najbliższych osób pomaga mi zawsze przetrwać te najtrudniejsze chwile. Oczywiście czasami mam ochotę poddać się ponuremu nastrojowi ale staram się to robić przez … muzykę. Nawet ci, którzy mnie dobrze znają dziwią się czasami słuchając np. mojej muzyki do Demonów, Lotu nad kukułczym gniazdem czy Zbrodni i kary. Tam znajdują ujście moje najczarniejsze myśli i nastroje.

19. Chciałabym tu poruszyć też problem stopnia zależności życia zawodowego od prywatnego? Artyście chyba trudno oddzielić jedno od drugiego?
To bardzo trudne. Cały czas staram się uczyć rozdzielać te dwie sprawy ale tak do końca jest to chyba niemożliwe. Pracujemy w oparciu o własne uczucia, emocje, dobre i złe przeżycia. Ta zależność jednak nie jest symetryczna. Dopóki sprawy rodzinne, uczuciowe układają się w miarę harmonijnie żadna sprawa zawodowa nie jest w stanie zachwiać wewnętrznej równowagi. Kiedy jest odwrotnie – czasami wali się wszystko.


20. Na zakończenie pragnę zapytać o Pana życiowe motto, w którym może i ktoś z nas znajdzie sens swego istnienia.

„Codziennie pracuj tak, jakby był to pierwszy dzień twojego życia, relacje z ludźmi wokół siebie buduj tak, jakby miał to być dzień ostatni.”

DZIĘKUJĘ ZA WYWIAD

Rozmawiała Magdalena Żerek




Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber